W rodzicielstwie jedną z najpiękniejszych rzeczy jest to, że każdego dnia możesz obserwować, jak Twoje dziecko rośnie, zmienia się i rozwija. Zabawnych, uroczych i słodkich do granic możliwości sytuacji jest ogrom, niemal każdego dnia dzieje się ‘coś”. Pełen wachlarz emocji. Dziecko potrafi wyprowadzić Cię z równowagi, by po chwili, nieraz jednym zdaniem lub nawet gestem sprawić, że zbierasz swoje rozpłynięte serce z podłogi. Emocjonalny rollercoaster bez trzymanki Część z tych sytuacji, które pamiętam lub które zapisałam przeczytasz niżej 🙂 Niektóre sytuacje sa sprzed roku, inne z przedwczoraj
Nigdy jej nie powiedziałam, jaki sens właściwie ma to powiedzenie, do dziś to nasz częsty babski triumfalny okrzyk!
Córka ma zawsze problem ze wstaniem rano do przedszkola. Zaglądając do niej do pokoju kolejny raz, by pośpieszyć ją, nagle widzę jak przytula misia – maskotkę i mówi do niego cienkim, przejętym głosikiem:
– Misiu, nie martw się, niedługo wrócę… – Rozpłynęłam się stojąc w progu. 🙂
O dziwo wczesny poranek, okolice 6. Ledwo widzę na oczy, łapię kontakt z rzeczywistością przed wypiciem kawy. Mała siedzi obok, widzę, że w jej głowie zachodzi ciężki proces myślowy, po czym zadaje mi pytanie:
– mamooo, a cy wyjek KLystian puSca bąki?
.
Gdy coś nabroi, rozleje, widząc przejęcie córki nie stresuje jej dodatkowo i mówię “Nic się nie stało, zdarza się” i wspólnie wycieramy stolik. Ostatnio jedząc zupę, machnęła ręką i przypadkowo wylała wszytko o na siebie, stolik, dywan, podłogę i część narożnika. Patrzę na nią wściekła, po czym w pełni zrelaksowana Hania kwituje sytuację swoim cieniutkim dziewczęcym głosikiem: “Oj, wylalam zupę…. ale nic się nie stało … Zdarza się…” – rozbroiła mnie tym zupełnie
Podobna sytuacja: Podaję Młodej obiad. Nauczona doświadczeniem uczulam ją “Zjedz zupkę, tylko uważaj, by nie rozlać”. Za chwilę przybiega Hania:
– mamooo, mamooo, rozlałam zupę! ALE UWAZAŁAM!
(Na basenie) Płynę w kierunku córki, chociaż “płynę” będąc w brodziku to dość mocne słowo, ale w każdym razie zbliżam się do niej krzycząc przekornie “Zaraz Cię schruuupię!” na co Hania, w pełni przejęta krzyczy w odpowiedzi : “Mamoo! Nie zjedz mnie, ja Cię tak baLdzo kocham!”
(w zoo)
– Haniu, zawołaj konia, to może podejdzie pod barierkę
(Hania woła): KOOONIA ! Choć!
(nad jeziorem)
Haniu, może zawołaj rybki, by wiedziały, że chcemy je nakarmić…. Na co Hania, ile sił w płucach miała, krzyczy na cały głos:
– JEPKI ! JEEEPKIIII! Choć ! Am am! Mam to nawet nagrane
(w aucie) Podczas powrotu z przeszkola Hania zagaja:
– mamo, a wies…, mnie w przedskolu wsyscy lubią….
(ja udając zaskoczenie) – naprawdę? To super się cieszę! Na co Hania odpowiada
– tak tak, bo ja jestem baLdzo fajną dziewczynką….
(w czasie remontu)
(Hania): – a cemu ten telewizol lezy na podlodze?
(mąż) – bo musi przyjść dziadzio i go zamontować
Na co Hania w pełni zdegustowana odpowiada:
– ahahhhaaa…. bo Ty nie umies….
– mamo…. chce mi się piććććć…..
– to napij się, zobacz, Twoje picie stoi na stoliku.
Hania macha w powietrzu ręką udając, że próbuje sięgnąć po kubek, chociaż dzieli ją od niego pół pokoju i mówi pod nosem:
– mamo, ale ja nie dociągnę! (nie dostanę)
Na co ja siedząca obok równie ostentacyjnie macham ręką w kierunku kubka
(ja): – zobacz, ja też nie dociągnę!
(Hania) – to postaLaj sie baLdziej…
(Nagdywamy z Hanią filmik dla wujka z okazji jego urodzin)
(ja): No, to wujku, czego Ci życzymy?
(Hania rozpoczyna na jednym wydechu): ścęscia, zdLowia, i zeby był uśmiechnięty, zdLowy, i zeby byl zdLowy i scęśliwy!
Ja starając się rozwinąć życzenia Hani dopowiadam “i żeby miał dużo….?” Hania kontynuuje:
– duzo scęscia, zdLowia, zeby nie był smutny i zeby był zdLowy, i zeby miał zdLowie i scęście.
***Wujku! Po takich życzeniach to Ty już musisz być zdLowy i scęśliwy
(w sklepie)
(ja): – możesz wybrać sobie zabawkę, ale tylko jedną.
Hania zastanawia się pomiędzy grą, a zestawem sprzątającym (na zdjęciu). Podpowiadam jej grę, wiedząc, że zajmie się nią na dłużej i bardziej ją zaciekawi. Po dłuższej rozmowie wciąż upierała się, że ona woli zestaw do sprzątania. Myślę – ok, chce, to niech ma, może rzeczywiście nauczy się sprzątać i będzie robiła to z przyjemnością. Wracamy do domu, Hania ledwo przekroczyła próg mieszkania i krzyczy radośnie trzymając w dłoniach nowy nabytek:
– TATOOO! Zobac, co Ci kupiłysmy z mamusią!”
Sprytna bardziej, niż myślałam
Hania marzyła o tęczowych paznokciach, więc wybrałyśmy się do kosmetycznego po kolorowe lakiery. To była wręcz wycieczka dnia. Na wejściu pytam ekspedientkę, by nie trcić czasu, czy są kolorowe lakiery (żółty, pomarańczowy etc.). Po chwili lecimy z Hanią za Panią między regałami; zaprowadza nas na dział z lakierami i wskazuje na to, czego szukamy. Patrzę na cenę: 12 zł za lakier. “Paaani kochana, a coś tańszego i mniejszego? Każdy kolor jest tylko na pomalowanie jednego paznokcia Ok, znalazłyśmy coś tańszego, wracamy do domu, malujemy. U stóp też. Pełnia szczęścia u Hanki, euforia; ma swoje wymarzone paznokcie. Nawet zasypiała z uśmiechem cały czas się wpatrując w nie. Rano:
(ja): Haniu, załóż skarpetki, masz zimne stopy.
(Hania): – Nie mogę.
(ja): – dlaczego nie możesz?
(Hania): – bo zasłonią mi moje tęczowe paznokcie.
Twarda z niej sztuka. Musiałyśmy iść na kompromis :
Gdy choruje, też zgadzam się na pomalowanie paznokci, by poprawić jej humor. Nazajutrz miała iść już do dzieci. Wieczorem przychodzi do mnie, pokazuje na odpryśnięty lakier na jednym paznokciu i mówi:
– mamo, panokieć mi się zepsuł, tseba go popLawić, przecies nie moge się tak pokazać w przedSkolu…