Cieszę się, że tu trafiłeś. Zajrzyj na Facebook MojeWłasne (KLIK!) i zostań ze mną na dłużej.
Kochani! Spory czas temu na FB MojeWłasne pokazałam fotkę naszego yorczka przed i po strzyżeniu i pomyślałam, że opowiem pokrótce o tej rasie, zwłaszcza, że w głowie ten wpis powstawał od jakichś 2 lat. Gdy myśleliśmy o nowym członku rodziny w postaci futrzaka to dużo czytaliśmy, szukaliśmy w sieci jakichkolwiek rad, by upewnić się, czy ta rasa jest właśnie dla nas, tak więc być może ten wpis okaże się przydatny dla grona niezdecydowanych osób. Od razu zaznaczam: nie będę opisywała czym karmić jorka, czego używać, by zadbać o jego włosy i tak dalej, bo tego w sieci pełno.
Temat yorków, jak i każdej innej rasy jest okrutnie szeroki. Każdy pies ma swój indywidualny charakter, więc był to czysty totolotek, na jakiego trafimy. Pomijam już fakt, że każdy właściciel psiaka jest z nim na tyle związany emocjonalnie, że jest w stanie opowiadać z pełną fascynacją o największych szczegółach w przekonaniu, że jest to przeurocze i przesłodkie, a … nie zawsze dostrzegają to osoby trzecie, więc postaram się skupić na rzeczach najważniejszych.
U nas zaczęło się od przyjaciół, którzy namawiali nas na yorka. Do tej wspominamy ich słowa (zwłaszcza przed spacerem): “weźcie sobie yorka, nie trzeba z nim wychodzić”. I rzeczywiście, w pierwszych tygodniach szybko nauczyliśmy go, by załatwiał swoje potrzeby na specjalną matę (czytaj: zwykły podkład poporodowy z apteki), jednak z czasem, gdy dojrzał do etapu podnoszenia po męsku tylnej łapki do góry i przestał trafiać na matę, spacery stały się nieodłącznym elementem naszej codzienności.
Ważny fakt! York jest terierem, jest bardzo charakternym i żywym psiakiem. Chociaż w ciągu dnia na ogół wypoczywa i śpi, to gdy pojawiają się goście, to maksymalnie walczy o ich uwagę. Traktuję to jako wychowawczą porażkę. Najpierw jest etap fascynacji, biegania, szczekania, radości, a następnie wybiera sobie “słabe ogniwo”, czyli wyczuwa, na których kolanach będzie najdłuższe mizianie. To mały cwaniak. Ale nie każdy york taki jest. Znam te bardziej ułożone i spokojniejsze.
York a dziecko
I tutaj zaczyna się kolejny długi rozdział. Mailo był z nami kilka ładnych lat, zanim pojawiła się Hania. Nauczył nas odpowiedzialności i dyscypliny. Często się to sprawdza :). W każdym razie Mailo był wypieszczony, wymiziany i wysmyrany na maxa. Codzienne spacery, codzienna zabawa z piłeczką (uwielbia aportować). Śmiech mnie ogarnia, gdy przypomnę sobie, jak codziennie słaliśmy mu posłania w różnych miejscach w mieszkaniu. Poza tym, że ma swoją materiałową budkę, swój azyl, to wykładaliśmy mu kocyk do spania przy naszym łóżku, drugi i trzeci w salonie. Obok kładliśmy mu po kilka maskotek, by nie czuł się samotny w nocy. Tak – poważnie codziennie to robiliśmy. I nagle pojawiła się córeczka. Wyobrażacie sobie? Niemowlę, płaczące, które siłą rzeczy absorbowało większość naszego czasu. Mimo wszystko staraliśmy się okazywać uczucia również psu, nawet gdy pierwszy raz przywieźliśmy Małą ze szpitala, to wyszliśmy z nim na dwór, by Hania była już w domu, gdy on wróci. Ale przypominam – to mały cwaniak, szybko wyczuł, że nagle musi z kimś dzielić czas i miłość swoich właścicieli. I póki córka nie zaczęła chodzić i ogarniać rzeczywistość, to było nawet ok. Czasami zaszczekał, czasami ją obudził, ale nie było to mocno uciążliwe. Ale teraz? Teraz Hania ma ponad 3 lata. Ma swoje zabawki, które z kolei Mailo uważa za swoje. Czujecie ten dramat, prawda? Wszystko jej zabiera i chowa do swojej budki. Ona oczywiście płacz i lament największy, bo jej zabrał, ale nie raz widziałam, jak ona sama go prowokuje i macha mu tuż przed pyskiem jakąś zabawką, a on mało jajka nie zniesie, by jej ją zabrać. Tak więc zabiera – ona płacze. Za chwile ona mu zabierze, on biegnie za nią przejęty i szczeka wniebogłosy. Cóż mogę powiedzieć. W tym momencie gorąco pozdrawiam swoich sąsiadów. Szczerze nieraz czuję, jakbym miała dwójkę dzieci. Ale wiem, że to tylko chwilowe. Z czasem jest coraz lepiej. Córka chętnie nasypuje mu jedzenie do miski, chętnie go bada i zawsze, ale to zawsze jest radosna wracając do domu, gdy wita ją w drzwiach. Nieraz podejdzie do niego, pogłaszcze, przytuli. Coraz częściej rzuca mu piłeczkę i wspólnie się bawią. Córka jest do niego przywiązana. Dzięki temu jest otwarta na inne psy, zwierzęta. Żadnego się nie boi, chociaż nie mam pewności, czy to zaleta 🙂
Co dla mnie ważne: Mailo zawsze spędzał z nami wieczory i noce – sam nigdy nie chodził spać do sypialni. Natomiast odkąd pojawiła się Hania, to śpi bardzo często przy jej łóżeczku. Reaguje na każde jej stęknięcie. Wyczuwa, gdy z dzieckiem dzieje się coś nie tak. Czasem aż trudno mi uwierzyć, że w zwierzęciu może być tyle miłości i opiekuńczości. Tutaj sprawdza się powiedzenie Kto się czubi, ten się lubi. Z kolei Hania kocha go miłością największą. Uwielbia go. Każdego ranka, gdy się obudzi i zobaczy psa jej radość jest wręcz nie do opisania. Obecnie jesteśmy na etapie wożenia przez córkę psa w wózeczku dla lalek. Córka to uwielbia, natomiast ja sama dziwię się psu, bo ku mojemu zdziwieniu w miarę dzielnie to znosi i nie ucieka.
Mailo uwielbia zdjęcia. Femomenalnie do nich pozuje. Mało tego – jest mistrzem drugiego planu. Zawsze, gdy wyczuje w pobliżu apart wciska się przed obiektyw. Wiecie – że niby przypadkiem akurat tam stał, albo przechodził. 🙂
Uwielbia dużo spać. Gdy zostaje sam w domu głównie tylko śpi i przechodzi z miejsca na miejsce. Nigdy niczego nie zniszczył podczas naszej nieobecności.
Kocha wylegiwać się na słońcu do góry brzuchem. I to nic, że po jakimś czasie zieje jak wariat i desperacko szuka najchłodniejszego miejsca w mieszkaniu. Choćby na podłodze padał wąski pasek słońca, to uwierzcie – on wyłoży się włóż tego paska, by wygrzewać się.
Wbrew zakazom zakrada się do łóżka. Lubi otulać się kołdrą, kocami, wszystkim, co daje ciepło. W większości przypadków wystaje mu tylko nos 🙂
Uwielbia się bawić. Zawsze. O każdej porze. Zawsze ma dobry humor, zawsze jest radosny i pogodny.
Była też próba samodzielnego ścięcia mu włosów. … nieudana 🙂 Mąż przez jakiś czas nie chciał wychodzić z nim na dwór, ha ha.
Właściwie mogłabym pisać o nim bez kńca, ale nie chcę Was zamęczać. Jeśli przypomni mi się coś ważnego, to dopiszę 🙂