Niedawno wpadłam w szał modnych teraz cotton balls. W ubiegłym roku robiłam kule ze sznurka, natomiast w tym roku czas na światełka. Jest to tym bardziej dobry okres, ponieważ w sklepach jest spory wybór światełek choinkowych. A przecież szukamy tych na przeźroczystym kablu, … tych o ciepłej temperaturze światła.
Cały temat cotton balls dokładnie przestudiowałam, oglądając setki zdjęć własnoręcznie wykonanych kulek, jednak we wszystkich wpisach zabrakło mi kilku uwag, dlatego moje pierwsze kroki z cotton balls były odrobinę trudniejsze. O cotton balls light pisałam również TUTAJ.
No to start!
Do wykonania świecących kul potrzebujemy:
Zwróćcie uwagę, że kordonki dostępne we wszystkich sklepach różnią się strukturą. Jedne są grubsze, inne cieniutkie. Osobiście uważam, że z cieńszych kordonków wychodzą ładniejsze kule, jednak przy zachowaniu kilku zasad z każdego rodzaju wyjdą piękne kształtne kule. Kilka kul zrobiłam (sic!) z nitki. Oczywiście wymaga to większej cierpliwości… Najtańsze kordonki znajdziecie w sklepach chińskich oraz internetowych.
Najlepiej użyć balonów na wodę. Są malutkie, więc do ich napompowania niezbędna jest pompka. Ale o tym zaraz…. Dlaczego właśnie te balony? To właśnie one mają naturalnie okrągły kształt. Po napompowaniu takiego balonika starajcie się zawiązać go bliżej balona niż „ustnika”. Im niżej zawiążecie sznurkiem, tym bardziej okrągły będzie balon. Swoją paczkę balonów kupiłam w Auchan za ok.5 zł.
Używamy kleju do drewna – ja używam kleju wikolowego. Może być to najtańszy klej, nie ma to znaczenia. Polecam rozrobić go z wodą. Dzięki temu jest bardziej wydajny, a efekt taki sam jak kule wykonane przy użyciu wyłącznie kleju.
Swoją kupiłam w komplecie z podłużnymi balonami w sklepie „Wszystko za 5.99”. Może nie jest najlepszej jakości, ale najważniejsze, że robi swoją robotę : ). Pompki można dostać również w sklepach internetowych.
Wykonanie
Na innych blogach czytałam, że powinno się owijać na mokro balona, jeszcze na innych , że balona winno się uprzednio namoczyć w kleju. Jest to dość brudna robota, dlatego ostatecznie siadam wygodnie przez tv, biorę napompowanego balonika oraz wybrany kordonek… i nawijam ;-), a później kolejny i kolejny….
Następnie mieszam klej z wodą w zwykłej , niskiej styropianowej tacce i obtaczam dokładnie kulę w cieczy. Trzeba jej pozwolić, by „napiła się” jak najwięcej rozrobionego kleju, dokładnie wciskam go w swoją kulę. Następnie ściskam kulę w papierowym ręczniku, by pozbyć się nadmiaru kleju i zostawiam na noc na kaloryferze. Jeśli pominiecie krok z papierowym ręcznikiem, klej obciekając skumuluje się na dnie kuli, zaschnie i będzie to widoczne. Ostatnim, najprzyjemniejszym krokiem jest przebijanie balona i pozbywanie się go z wnętrza kuli. Zawsze pomagam sobie w tym wykałaczką do szaszłyków : )
Efekt końcowy
Zgoda, kule mamy, ale co ze światełkami? Do jednej kuli wsuwam po kilka światełek. Dlaczego? Po pierwsze – dzięki temu kula nie wypada i doskonale trzyma się światełek, co oznacza, że nie potrzebujemy żadnego silikonu i specjalnego mocowania kuli do światełek, po drugie – w mojej opinii jedno światełko zbyt słabo oświetla kulę. Oryginalne cotton balls mają wewnątrz siebie tak jakby plastikową powłokę, która rozbija równomiernie światło, a przy kulach domowej roboty nie jesteśmy w stanie tego zrobić (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę). Ten sposób tym bardziej uważam za udany, ponieważ w każdej chwili możemy oddzielić z powrotem kulę od światełek i zastosować je do czegoś innego.
Dobrym pomysłem jest również zrobienie sznura z kulami w danej kolorystyce. Powiedzmy, beże, szarości + czerwony. Gdy Wam się znudzi, zdejmujecie czerwone kule, w ich miejsce wkładacie, załóżmy, różowe lub limonkowe. Tym samym macie „nowy zestaw” kul bez dużego nakładu pracy i niewielkim kosztem. Powodzenia! Będzie mi bardzo miło, gdy podzielisz się u mnie swoimi kulami. Pozdrawiam ciepło!